Artykuły

Instrukcja obsługi

14 marca 2010

Kiedy Polacy demontowali gospodarkę centralnie planowaną - po to, żeby zastąpić ją regułami rynku - mieli do rozwiązania problem niekonwencjonalny. Nie było precedensu, nikt nie kwapił się z udzielaniem instrukcji. Kibice, nawet życzliwi, zachowywali sceptycyzm. Kapitał inwestycyjny trzymał się od nas z daleka.

Przy okazji wyborów do samorządów - gdy okazało się, że większość wyborców nie poszła do urn, ci zaś, którzy poszli, dokonywali na ogół wyborów niefortunnych - wypomniano społeczeństwu jego niski poziom, wyrażający się zastraszająco wysokim stopniem funkcjonalnego analfabetyzmu. Z badań wynika bowiem niezbicie, że kilkadziesiąt procent Polaków nie potrafi zrozumieć instrukcji obsługi prostego urządzenia.

Powiem szczerze: nie jestem mocny w instrukcjach obsługi. Metoda badawcza wydaje mi się przeto podejrzana. Oto obiekt badania ma zrozumieć instrukcję dla własnej tylko satysfakcji, samym urządzeniem, jak sądzę, nie dysponując. Wiedza, jaka wynikałaby z uważnej lektury instrukcji, byłaby więc całkowicie jałowa; do niczego, nikomu i nigdy nieprzydatna, w rzeczy samej całkowicie zbędna. Osobnika, który dokłada starań, żeby zrozumieć abstrakcyjną instrukcję obsługi nawet prostego urządzenia, przyrównać można śmiało do kogoś, kto czerpie satysfakcję z faktu, że zdołał nauczyć się na pamięć połowy książki telefonicznej.

Ba, ale gdzie indziej rozumieją, a Polacy jednak nie rozumieją. Otóż gdzie indziej panuje "kultura instrukcji obsługi". Gdzie indziej w szkołach przekazuje się ten rodzaj wiedzy użytkowej, który jest przydatny w kontaktach ze stechnicyzowanym i zbiurokratyzowanym światem zewnętrznym. Wykłady dotyczą tam sposobu wypełniania formularzy, zachowania się w obliczu bankomatu lub kasownika biletowego itd. Jest tam zapewne teoria postępowania z instrukcją obsługi - coś w rodzaju "instrukcji obsługi instrukcji obsługi". U nas w tym czasie przekazywano wiadomości z historii, fizyki, biologii, chemii czy matematyki.

Absolwenci naszych szkół są więc całkowicie bezradni wobec instrukcji obsługi - ale radzą sobie nieźle z rozwiązywaniem problemów niekonwencjonalnych. Spróbujmy postawić cudzoziemca (biegłego w instrukcjach) w takich na przykład sytuacjach: jak wydać wystawne wesele, mając tylko dwie kartki na mięso, z których każda upoważnia do nabycia 2 kg 70 dkg wołowiny z kością?; jak przejechać "maluchem" 2000 kilometrów, dysponując przydziałem 24 (3 razy po 8) litrów etyliny?; jak utrzymać rodzinę, jeśli pensja wynosi dwa tysiące, a koszty utrzymania cztery? Skóra cierpnie, kiedy wyobrażamy sobie stan nieszczęśnika po takim eksperymencie.

Kiedy Polacy demontowali gospodarkę centralnie planowaną - po to, żeby zastąpić ją regułami rynku - mieli do rozwiązania problem niekonwencjonalny. Nie było precedensu, nikt nie kwapił się z udzielaniem instrukcji. Kibice, nawet życzliwi, zachowywali sceptycyzm. Kapitał inwestycyjny trzymał się od nas z daleka.

Do czasu, kiedy okazało się, że odnieśliśmy sukces, że doświadczenie polskie może być wzorem dla innych. Ale przecież popełniono jakiś błąd, który sprawił, że wczorajszy podziw zamienia się w dzisiejszą niechęć, źle zresztą skrywaną. Otóż, błąd popełniono wtedy, gdy stanąwszy na drugim brzegu uznaliśmy, że pora najwyższa porzucić dotychczasowe sposoby działania; że spontaniczność, improwizacja, zdrowy rozsądek, odwaga i intuicja, skłonność do ryzyka - cechujące to społeczeństwo - są już tylko przeszkodą w rozwoju.

Nastał czas instrukcji obsługi. W polityce gospodarczej odwoływano się do wypróbowanych schematów - ale wypróbowanych gdzie indziej i w innych warunkach. Odrzucono własne doświadczenie, zdając się na rozwiązania praktykowane dzisiaj w zachodniej części kontynentu - z całym dobrodziejstwem inwentarza. Nie wzięliśmy jednak pod uwagę zasadniczej różnicy, jaka dzieli Polskę, z mozołem próbującą wybić się na wyższy poziom rozwoju, od jej "starszych" sąsiadów - sytych i bogatych.

I nie idzie tu tylko o różnicę w rozwoju gospodarczym. Może ważniejsza jest różnica w mentalności społeczeństw, w ich preferencjach, marzeniach, oczekiwaniach. Społeczeństwo polskie to społeczeństwo in statu nascendi, społeczeństwo, które dopiero się kształtuje, przystosowuje do nowych warunków.

Tamte są ukształtowane już dawno. To - jest żywe i dynamiczne; tamte - statyczne i uporządkowane. Tamte łatwo się poddają schematom; dla tego schemat jest więzieniem. Współczesne doświadczenie zachodu jest nieprzekładalne na sytuację polską. Konsekwencją zaś odrzucenia własnego doświadczenia jest rezygnacja z oryginalności myśli. Elity polskie żyją światłem odbitym. Nie myślą, lecz powtarzają myśli cudze.

A i to - nie są to myśli oryginalne, ale te tylko, które zdążyły zastygnąć w stereotyp. Ta postawa elit jest wyrazem ich niepewności i niedojrzałości. Ale jej skutkiem jest brak wszelkiej samodzielnej refleksji nad przyczynami kłopotów, w jakie popadliśmy. Bez tej refleksji nie może zaś być mowy o propozycjach naprawy. Niepewność i niedojrzałość doskwierają. Elity będą więc swoje kompleksy kompensować oskarżaniem społeczeństwa o urojony analfabetyzm.

Komentarze

Nie ma jeszcze komentarzy...
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

O Krzysztofie Dzierżawskim

„Poznaliśmy się w latach 70. Był inżynierem zainteresowanym literaturą piękną i nie podejrzewałem, że stanie się ekspertem ekonomicznym. Ale już wtedy irytowały go absurdy gospodarki socjalistycznej. Chyba to ja go zaraziłem zainteresowaniem ekonomią i zarządzaniem.”
Stefan Bratkowski, honorowy prezes SDP
„Pracowaliśmy razem kilkanaście lat. Miał ogromną wiedzę z teorii ekonomii, jednocześnie był człowiekiem pełnym pogody ducha. Jego postawa intelektualna oraz ta właśnie pogoda sprawiały, że miał duży wpływ zarówno na współpracowników, jak i na adwersarzy w dyskusjach. Miał wspaniały zmysł obserwacji, dar dostrzegania istoty rzeczy oraz umiejętność przekazania ich innym. Był wrażliwym na niesprawiedliwości systemu i w tym, co pisał, starał się znaleźć sposób zmiany tego stanu rzeczy.”
Andrzej Sadowski, współzałożyciel CAS
„Pan Krzysztof był jednym z niewielu znanych mi ludzi, którzy z konsekwencją bronią normalności w istniejącym wokół bagnie absurdu. Robił to w sposób godny, nie wdając się w spory personalne. Zresztą, Jego żelazna logika wystarczyła, żeby "wytrącić broń" z ręki polemisty. Ekonomia była w nim. Dzięki swojemu intelektowi i kulturze bycia, trudno było go nie lubić i nie szanować.”
Grzegorz Szczodrowski z Uniwersytetu Gdańskiego
„Krzysztof Dzierżawski kojarzy mi się przede wszystkim z niezwykłą odpornością na mity ekonomiczne, których jest wiele. Miał ogromną wprost zdolność zdroworozsądkowego i nieuprzedzonego patrzenia na różne sprawy gospodarcze. Wydaje mi się, że pomagało mu to trafnie ujmować istotę wielu zjawisk. Potrafił opisywać analizowane zjawiska w sposób bardzo oryginalny, a zarazem bardzo prosty. Niewątpliwie dlatego z jego przemyśleń tak chętnie korzystały media. Jego liczne publikacje opatrzyłbym wspólnym tytułem: Sens i nonsens w życiu gospodarczym.”
Prof. Tadeusz Tyszka, Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i Zarządzania, prezydent Centrum im. Adama Smitha
 
© 2011-2012 Rodzina Dzierżawskich. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Wykonanie: planetSAP.info oraz 44GROUP.