Małe jest piękne... i bardziej efektywne (Wywiad)
4 czerwca 2010
Pamiętam byłego ministra Lewandowskiego, jak dzielił się swoimi kompleksami; że Polska ma same małe firmy, a powinny być duże i wtedy moglibyśmy znaczyć coś na rynku. Jednak naprawdę siłą wszystkich gospodarek - z wyjątkiem planowych - są małe firmy.
Rozmowa z Krzysztofem Dzierżawskim, ekspertem Centrum im. Adama Smitha:
Rz: W Ministerstwie Skarbu Państwa pojawiły się pomysły, aby w kilku sektorach skonsolidować firmy kontrolowane przez skarb państwa, np. w przemyśle farmaceutycznym, energetyce, ciężkiej chemii. Czy to dobry pomysł dla gospodarki?
KRZYSZTOF DZIERŻAWSKI: Im większe przedsięwzięcie, tym większe ma skłonności do monopolu czy oligopolu. Pozycja takiej firmy na rynku powoduje, że może ona dyktować warunki, ponieważ konkurencja przez tę konsolidację zostanie zlikwidowana. Taki eksperyment przeprowadzono z kopalniami. Gdy zyskały one samodzielność, powołano spółki węglowe, co nie przynosi żadnych pożytecznych rezultatów poza tym, że jest jakaś czapa dla kopalń, są jakieś stanowiska. Jest też więcej do rozdysponowania zza biurka.
Czyli będzie po prostu łatwiej centralnie sterować jednym takim holdingiem np. farmaceutycznym?
- Tak mi się wydaje. Natomiast ogólna teoria, której ja hołduję, jest taka, że efektywność jest odwrotnie proporcjonalna do skali firmy. Statystycznie - rzecz jasna - to firmy małe są najbardziej efektywne, a zyskując na rozmiarach, tracą na efektywności. Oczywiście, są pewne granice miniaturyzacji - nie można produkować lekarstw w kuchni, bo to się źle skończy.
Jednak podczas niedawnej światowej fali fuzji dużych firm jednym z głównych argumentów było ograniczanie kosztów i zwiększanie efektywności...
- Uzasadnienie dla takiego kroku zawsze się znajdzie, ale trzeba zweryfikować te zapowiedzi. No i cóż mamy - Enron, firma globalnych rozmiarów, skończył z wielkim hukiem. Inne kończą z mniejszym - np. Daewoo.
A może takie pomysły konsolidacyjne ułatwiłyby znalezienie inwestora strategicznego także dla mniej atrakcyjnych firm przez swego rodzaju sprzedaż wiązaną?
- Aktywa ciekawe znajdą swego inwestora, a nieciekawe - nie i firma upadnie. Natomiast jeśli nieciekawe aktywa pomiesza się z ciekawymi, to nikt się na to nie połaszczy, gdyż będzie miał tylko kłopot.
Jednym z pomysłów ma być też połączenie kontrolowanych przez skarb państwa firm związanych z telekomunikacją. Może byłaby to szansa, by stworzyć silniejszą przeciwwagę dla TP SA, która już ma inwestora strategicznego?
- Byłoby jeszcze gorzej niż jest, gdyż jak się dwóch dogada, to podzielą rynek. Trzeba zderegulować rynek telekomunikacji i TP SA, która nas prześladuje tyle lat, zapadnie się sama pod własnym ciężarem. Po co tworzyć drugiego giganta? To już byłoby po nas, konsumentach. Takie wszystkie konsolidacje to są głupie pomysły. Marzą się oczywiście politykom.
Pamiętam byłego ministra Lewandowskiego, jak dzielił się swoimi kompleksami; że Polska ma same małe firmy, a powinny być duże i wtedy moglibyśmy znaczyć coś na rynku. Jednak naprawdę siłą wszystkich gospodarek - z wyjątkiem planowych - są małe firmy. Sukces Japonii z lat 60. i 70. polegał na tym, że tam 90 proc. zatrudnionych pracowało w małych firmach. Nawet nie w średnich, tylko w małych. Dziś jeszcze pracuje tam 70 proc. pracowników. Tak samo jest w USA.
Natomiast duże firmy - Daewoo, Enron, FSO - widać. Nie widać tego, co jest solą gospodarki, czyli - w naszym przypadku - tych ok. 2 milionów małych i średnich firm. A to ta masa małych firm decyduje o powodzeniu lub niepowodzeniu gospodarki. Rzecz jasna, tą masą nie można sterować - tak jak się dzwoni do prezesa Orlenu, czy jak się go każe aresztować. Duża skala przedsięwzięcia sprawia, że jest ono medialne, przy małej skali nikt się nim nie będzie zajmował, chyba że wydarzy się jakiś spektakularny wypadek.
Po co więc Ministerstwo Skarbu Państwa próbowałoby konsolidować kontrolowane przez siebie spółki?
- Chodzi o to, aby coś robić, aby się wykazać, że jest jakiś pomysł na gospodarkę. Prywatyzacja nie idzie, bo Polska traci swą atrakcyjność dla zagranicznych inwestorów, nie ma amatorów na kupno prywatyzowanych firm.
Spada wielkość bezpośrednich inwestycji zagranicznych - Polska straciła te wszystkie walory, które miała w połowie poprzedniej dekady - wysokie tempo wzrostu gospodarczego, wewnętrzną ekspansywność gospodarki. Koszty pracy też są wyższe. Teraz minister Kaczmarek znalazł się w kłopocie, bo łatwo go oskarżyć o to, że wstrzymuje prywatyzację. Stara się więc zrobić coś tak, aby było to politycznie atrakcyjne.
Rozmawiała Anita Błaszczak ukazała się "Rzeczpospolitej" (13.02.02)