Artykuły

O własności

8 kwietnia 2010

W opracowaniu niniejszym nie będziemy zajmować się prawnymi, historycznymi czy teologicznymi aspektami własności. Skoncentrujemy się na aspektach ekonomicznych, społecznych i politycznych - będziemy poruszać się więc w obszarze właściwym dla ekonomii politycznej.W opracowaniu niniejszym nie będziemy zajmować się prawnymi, historycznymi czy teologicznymi aspektami własności. Skoncentrujemy się na aspektach ekonomicznych, społecznych i politycznych - będziemy poruszać się więc w obszarze właściwym dla ekonomii politycznej.

Ekonomiczny aspekt własności

1. Od najdawniejszych czasów funkcjonował podział własności, wynikający z rozróżnienia podmiotu właścicielskiego, na własność prywatną i wspólną. Wedle tego kryterium rozważano kwestię dobrych i złych stron takiego czy innego rozwiązania. Czynili to filozofowie starożytni, średniowieczni scholastycy, twórcy podstaw klasycznej ekonomii, wreszcie projektodawcy licznych doktryn socjalistycznych.

Kwestia sposobu posiadania dóbr stała się problemem palącym u schyłku XIX wieku, kiedy to do debaty na temat własności uznał za konieczne włączyć swój autorytet Kościół Katolicki, ogłaszając encyklikę Leona XIII "Rerum Novarum" (1891), której istotna część odnosi się do problematyki własności.

Tym samym kwestiom poświęcił uwagę papież Pius XI w czasie, gdy Europą wstrząsał kryzys społeczny i gospodarczy, w encyklice "Quadragesimo Anno" (1931) - będącej zarazem przypomnieniem i kontynuacją nauki Leona XIII. Encyklika "Rerum Novarum" stanowiła także punkt odniesienia dla papieża Jana Pawła II, gdy ogłaszał encyklikę "Centesimus Annus" (1991), która problemami własności, wśród wielu innych, także się zajmuje i która jest jednocześnie odpowiedzią na gwałtowne zmiany zachodzące w tej części świata po upadku systemu komunistycznego.

2. Za punkt wyjścia poniższych rozważań przyjmijmy bezdyskusyjną - bezdyskusyjną w tym czasie i w tym miejscu; w Polsce, po trwającym kilka dziesiątek lat eksperymencie z gospodarką centralnie planowaną - a więc bezdyskusyjną tezę o wyższości własności prywatnej nad kolektywną. Nie będziemy więc rozważać zalet, jakie mogłaby mieć własność wspólna (być może jakieś udałoby się wyszukać), lecz zastanowimy się raczej nad tym jakie są przejawy owej wyższości jednego, a niższości drugiego rozwiązania. Uczynimy to po to, żeby móc - jeśli nam się powiedzie - ustalić przyczyny dla których rzeczy mają się tak, a nie inaczej.

3. Wydaje się, że istotę tej kwestii ujął celnie hiszpański myśliciel Tomas de Mercado, pisząc w 1571 roku: Widzimy, że dobra prywatne kwitną, podczas gdy należące do rządu cierpią z powodu nieodpowiedniej troski i gorszego zarządzania.

To, co widział Mercado i my widzimy. Jest to lapidarny opis rzeczywistości, choć ze względu na skrótową formę niewolny od pewnego uproszczenia. Zdarzać się bowiem mogą tu i ówdzie przypadki, gdy dobra należące miasta lub rządu będą kwitły, zaś prywatna własność może podupadać.

Spostrzeżenie jednak Mercada opisuje zasadę. Wyjątki od tej zasady będą więc raczej jej potwierdzeniem i jednocześnie świadectwem niedoskonałości poszczególnych jednostek lub fałszywych rozwiązań prawnych prywatne posiadanie regulujących. Zatem: dobra prywatne na ogół kwitną, te zaś których właścicielem jest wspólnota zazwyczaj podupadają.

4. Zważmy, że mamy tu do czynienia z procesem przebiegającym w czasie. Dobra należące do gminy lub do republiki muszą mieć czas, żeby podupaść, my zaś sami potrzebujemy czasu, żeby to spostrzec. Stwierdzić w tym miejscu trzeba z wielkim naciskiem, że sama zmiana podmiotu właścicielskiego - z osoby prywatnej na publiczną lub odwrotnie - nie zmienia w żaden sposób właściwości przedmiotu własności.

Cechy fizyczne i chemiczne, walory użytkowe i estetyczne rzeczy będącej przedmiotem zamiany pozostają niezmienne mimo zmiany właściciela. Dopiero upływ czasu ujawnia różnicę. To z czasem zmieniać się będą walory użytkowe i estetyczne. Zatem nie sama zmiana, ale konsekwencje zmiany właściciela są istotne dla przedmiotu własności.

5. Przejawem gorszego statusu własności publicznej będzie więc proces jej stopniowego podupadania. Dlaczego dobra należące do wspólnoty zazwyczaj podupadają, prywatne zaś na ogół kwitną?

Domingo de Soto, inny późnoscholastyczny uczony hiszpański powiada, iż dlatego, że każdy człowiek więcej dba o to, co jego własne, niż o to, co wspólne dla wszystkich lub dla wielu, gdyż unikając pracy zostawia innym troskę o dobro wspólne.

Otóż istotą problemu są wzajemne relacje między rzeczą będącą przedmiotem własności, a właścicielem rzeczy. Rzecz domaga się opieki, dbałości i troski; właściciel zaś winien dbać, troszczyć się i okazywać opiekę rzeczy. Posiadanie rzeczy wiąże się z obowiązkami względem niej; rzecz - co zrozumiałe - żadnych obowiązków wobec właściciela mieć nie może. Występuje tu głęboka asymetria: obowiązki obciążają właściciela, "korzyści" wynosi przedmiot własności.

Porządek naturalny tak jest urządzony, że prywatny właściciel nie uchyla się od tych obowiązków - co więcej wypełnia je chętnie. Są to bowiem obowiązki miłe (choć często bardzo trudne). Można tę sytuację porównać z obowiązkiem troski o dzieci, z którego spełniana rodzice czerpią szczególną satysfakcję i spełniają go przeto z wielka radością. Arystoteles twierdził, że przyjemność, która odczuwa człowiek podczas pracy na swoim jest nieuchronna.

Ten naturalny porządek sprawia, że prywatna własność nie potrzebuje dodatkowych regulacji prawnych zmuszających właściciela do okazywania troskliwości wobec rzeczy, które posiada. Wprost przeciwnie, ingerencja prawa stanowionego byłaby ze szkodą dla prywatnego posiadania, bowiem to

inne cnoty, których wykonania nie można dochodzić na drodze prawnej, regulują godziwe używanie własności przez ich właścicieli. Dlatego niesłusznie twierdzą niektórzy autorzy, że posiadanie własności oraz jej godziwe używanie mieszczą się w tych samych granicach, tym bardziej nieprawdziwym jest zdanie, iż przez nadużywanie lub nie używanie własności ginie prawo do niej lub że się je traci. (QA, 47)

6. Konkludujemy tę część wywodów stwierdzeniem, że przewaga własności prywatnej ma swoje źródło w szczególnej relacji miedzy podmiotem a przedmiotem własności; relacji w której przedmiot własności cieszyć się może opieką właściciela.

Tu natknęliśmy się jednak na pewne zamieszanie pojęciowe. Otóż pojęcie własności prywatnej nie jest przeciwieństwem własności wspólnej. Własność wspólna stanowić może pewną formę (jest ich nawet wiele) własności prywatnej. Współwłasność, własność spółdzielcza, spółki prawa handlowego - to przykłady prywatnej własności będącej jednocześnie własnością wspólną.

Prawdziwa opozycja dotyczyć będzie pojęć "własność prywatna" i "własność publiczna". O ile ta druga zawsze będzie miała charakter własności wspólnej, o tyle ta pierwsza. Wydaje się, że konieczne będzie uzupełnienie pojęć dotyczących własności o pojęcie własności indywidualnej.

Konieczność ta pojawia się w związku z faktem rozpowszechnienia się w ciągu ubiegłego stulecia rozmaitych form własności kolektywnej, bez wątpienia przynależnych do kategorii własności prywatnej. O ile wcześniej rozróżnienie między własnością prywatną i wspólną lub publiczną wystarczało dla względnie precyzyjnego opisu świata, o tyle dzisiaj nie wystarcza.

Pojęcie własności indywidualnej znajdujemy w encyklice Centesimus Annus, choć ze zrozumiałych względów nie zajmuje się ona uściślaniem ekonomicznego sensu nowego rozróżnienia (CA, 43). Dla naszych potrzeb przyjmiemy, że własność indywidualna odnosi się do pojedynczej osoby lub rodziny - społeczności domowej, jak ją nazywa Pius XI w QA. Tylko bowiem taki właściciel zdolny jest do wypełniania w całości, bez zastrzeżeń i dobrowolnie obowiązków właścicielskich. Tylko własność indywidualna zdolna jest tworzyć ten szczególny rodzaj relacji między właścicielem a przedmiotem własności, który przynosi tak wiele pożytku obu stronom, a który opisaliśmy w poprzednim punkcie tego wywodu.

W takim razie wszystkie formy własności prywatnej, nie będące własnością indywidualną, są obciążone wadami przynależnymi własności wspólnej - przy czym stopień ujawniania się tych wad będzie proporcjonalny do rozluźnienia związku między właścicielem a przedmiotem własności. Alienacja właściciela pociągać musi za sobą zanik poczucia odpowiedzialności, ze wszystkimi tego konsekwencjami.

Wydawało się, że zjawisko to osiągnęło szczytową formę w postaci spółki akcyjnej, której istotę w sposób niezwykle przenikliwy opisał w dziele "Kapitalizm, socjalizm, demokracja" (był to przełom lat 30-tych i 40-tych) jeden z największych myślicieli XX-go wieku, Józef Schumpeter: Jeżeli wyłączyć przypadki, w których właścicielem korporacji jest jedna rodzina, to postać właściciela, a wraz z nią specyficzny interes właściciela, praktycznie zanika.

Są tylko najemni dyrektorzy, najemni kierownicy i ich zastępcy czy kierownicy niższego szczebla. Są też wielcy akcjonariusze. Wreszcie - są także drobni akcjonariusze. Pierwsza grupa ma skłonność do przyjmowania postaw właściwych pracownikom najemnym i rzadko - jeżeli w ogóle - utożsamiają się z interesami akcjonariuszy. Drugą grupę, nawet jeżeli uważa ona swój związek z koncernem za trwały i nawet jeśli zachowuje się w sposób jaki teoria finansów przypisuje akcjonariuszom, dzieli jeden stopień od funkcji i postaw właściciela. Co się tyczy trzeciej grupy, drobni akcjonariusze często niezbyt przejmują się tym, co dla większości z nich jest tylko mało ważnym źródłem dochodu; czy się przejmują faktycznie, czy nie, rzadko kiedy zaprzątają sobie tym głowę ...

Często są oni niewłaściwie wykorzystywani, a jeszcze częściej sądzą, że się ich źle traktuje, w związku z czym niemalże regularnie popadają w postawę wrogą swoim korporacjom, wrogą całemu wielkiemu biznesowi, a także, zwłaszcza w gorszych czasach, systemowi kapitalistycznemu jako takiemu. W żadnej z tych trzech grup nie ma elementu, który bezwarunkowo przybrałby postawę charakterystyczną dla tego dziwacznego zjawiska, tak pełnego znaczenia i tak szybko przemijającego, obejmowanego terminem "własność".

Tak więc proces kapitalistyczny odsuwa na drugi plan wszelkie te instytucje, a zwłaszcza instytucje własności i swobodnego zawierania umów, które wyrażały potrzeby naprawdę "prywatnej" działalności gospodarczej. Proces kapitalistyczny, zastępując ściany fabryki i maszyny zamontowane w ich obrębie zwykłym pakietem akcji, odbiera życie idei własności. Fakt, że ulatnia się gdzieś to, co możemy określić jako materialną substancję własności "jej widoczna i dotykalna realność" wpływa na postawę nie tylko właścicieli, ale również robotników i w ogóle społeczeństwa.

Własność zdematerializowana, wyzbyta swych funkcji i "zaoczna" nie wywiera wrażenia i nie wymaga moralnej dyscypliny, jakiej wymagała "bezpośrednia" forma własności. W końcu nie stanie już nikogo, kto troszczyłby się o nią "czy to w ramach wielkich koncernów, czy poza nimi". Wraz z upowszechnianiem się rozmaitych form własności wspólnej (należącej do wielu - jak mówi de Soto), będącej jednocześnie własnością prywatną, mamy do czynienia z poszerzaniem się marginesu tej postawy, która postrzega własność nie w kategoriach obowiązku, ale w kategoriach korzyści.

Przyjęcie zaś perspektywy korzyści niszczy sens własności stricte prywatnej, czyli postawę właściciela troskliwie opiekującego się rzeczą, która przypadła mu w udziale. W ramach własności akcyjnej synonimem racjonalności jest niewierność - zauważa prof. Aniela Dylus w swojej książce "Zmienność i ciągłość".

Wraz z rozwojem sektora finansowego obserwujemy powstawanie, a później gwałtowną ekspansję, form, które luźny związek między właścicielem a przedmiotem własności zrywają ostatecznie. Są nimi fundusze inwestycyjne, czyli instytucje, które same są właścicielami akcji przedsiębiorstw i emitują własne akcje (zwane jednostkami uczestnictwa), które oferują publiczności na rynku.

7. Proces osłabiania relacji między właścicielem a przedmiotem własności nie zakończył się wraz z rozpowszechnieniem się spółek akcyjnych i mechanizmów giełdowych - rozpowszechnieniem nie tylko i nie przede wszystkim jako formy organizacji przemysłowej, ale upowszechnieniem udziału w tego rodzaju przedsięwzięciach zwykłych obywateli, rzesz prostych ludzi zwabionych pokusą łatwego zysku.

Wraz z rozwojem sektora finansowego obserwujemy powstawanie, a później gwałtowną ekspansję, form, które luźny związek między właścicielem a przedmiotem własności zrywają ostatecznie. Są nimi fundusze inwestycyjne, czyli instytucje, które same są właścicielami akcji przedsiębiorstw i emitują własne akcje (zwane jednostkami uczestnictwa), które oferują publiczności na rynku.

Jedną z tych form, najbardziej może agresywną, są towarzystwa ubezpieczeniowe i emerytalne. Absorbują one oszczędności swoich klientów i lokują je na rynku papierów wartościowych, w tym na rynku akcji. O ile w spółce akcyjnej w przypadku drobnych akcjonariuszy przedmiotem własności nie była fabryka, ale akcja tej fabryki, to jednak istniał pewien symboliczny związek między owym skrawkiem papieru a realnym światem przemysłowym. Właściciel akcji, jeśli zechciał, mógł pojechać z rodziną w okolice zakładu i powiedzieć z dumą: oto nasza fabryka. A dziś?

Dzisiaj nie ma już takiej możliwości. Nie da się znaleźć materialnego wymiaru własności. Wszyscy jesteśmy właścicielami wszystkiego - nic przeto nie należy do nikogo. Rzecz jasna, mówię tu o tej części własności, która znalazła się w rękach instytucji finansowych.

Niemniej jednak trzeba zdawać sobie sprawę, że taki układ wystawia własność na łup elitarnej warstwy menedżerów - przed nikim nieodpowiedzialnych (ponieważ odpowiadają przed wszystkimi), bez zasad, bezkarnych i pozbawionych skrupułów. Pesymistyczna wizja Schumpetera nie ziściła się, ponieważ nie zniknęła własność indywidualna. Ale tam, gdzie się ziściła - ziściła się w jeszcze groźniejszej postaci.

8. Pozostaje jeszcze kwestia rozmiarów przedsiębiorstwa. Jeśli przyjąć, że warunkiem powodzenia jest opieka, jaką właściciel winien jest przedmiotowi własności, to granice wielkości przedsiębiorstwa wyznaczają możliwości opieki, jaką właściciel może osobiście nad nim sprawować. Z oczywistych względów może to być przedsiębiorstwo małe lub co najwyżej średnie. Wielkość firmy zależeć więc będzie od zdolności i pracowitości właściciela - może być więc różna, ale zawsze ograniczona naturą człowieka.

W tym sensie prawdziwie efektywne mogą być firmy małych rozmiarów. W firmach dużych, nawet posiadających indywidualnego właściciela, efektywność musi być, siłą rzeczy słabsza. Z drugiej strony, są przedsięwzięcia, które tylko z technologicznych powodów nie mogą się zmieścić w ramach firmy średniej: fabryki samochodów, kopalnie, elektrownie itd. muszą mieć rozmiary właściwe swojej naturze. Interesujące są tu rozważania Ernesta Schumachera, brytyjskiego uczonego o prowieniencji lewicowej, który w głośnej pracy "Małe jest piękne" pisze:

a) W małych przedsiębiorstwach własność prywatna jest naturalna , owocna i sprawiedliwa.
b) W przedsiębiorstwach średnich własność prywatna jest już w znacznej mierze funkcjonalnie niepotrzebna. Idea własności prywatnej staje się wymuszona, nieefektywna i niesprawiedliwa ...
c) W wielkich przedsiębiorstwach własność prywatna jest fikcją, która umożliwia niepotrzebnym właścicielom pasożytniczy tryb życia.
Własność prywatna jest nie tylko niesprawiedliwa, lecz stanowi również element irracjonalny ...

9. Z tego, co powiedzieliśmy dotąd wynika, że tradycyjny podział na własność prywatną i wspólną ma dzisiaj charakter anachroniczny. Znaczenie istotne będzie miało natomiast rozróżnienie między własnością indywidualną, a własnością wspólną. W takim razie i podział na własność prywatną i publiczną sam w sobie nie jest tak ważny. Z punktu zaś widzenia efektywności gospodarczej kluczowe znaczenie będzie miał podział na firmy małe i duże.

Społeczny aspekt własności

10. Sposób posiadania własności ma nie tylko wymiar ekonomiczny. Wpływa zasadniczo na organizację życia społecznego, na ludzkie zachowania i postawy, na moralność i etykę. Przez lata zasadnicza linia podziału przebiegała między projektem socjalistycznym, preferującym w większym lub mniejszym stopniu własność wspólną, zwaną u nas niekiedy uspołecznioną, a projektem tradycyjnym, konserwatywnym, w którym prymat przyznawano prywatnej formie własności.

W obliczu kryzysu społecznego końca XIX wieku, w obliczu narastającej popularności doktryny socjalistycznej, papież Leon XIII uznał za konieczne zająć w tej sprawie publiczne stanowisko ogłaszając encyklikę "Rerum novarum". Kościół opowiedział się wyraźnie po stronie prywatnej własności, przestrzegając, że własność wspólna zagraża rodzinie, grozi społecznym rozkładem a także, że jest przeciwna naturze. W podobnym duchu wypowiedział się Pius XI w encyklice "Qadragesimo anno". Także wtedy Kościół zajął stanowisko w czasie kryzysu, wobec popularności rozwiązania socjalistycznego, i - to rzecz nowa - wobec powstania państwa projekt socjalistyczny realizującego - Związku Sowieckiego.

Jednakowóż dzisiaj sprawa wygląda inaczej. Doświadczenia Związku Radzieckiego i późniejsze doświadczenia krajów "obozu socjalistycznego" dowiodły niezbicie, że przestrogi zawarte w papieskim nauczaniu były jak najsłuszniejsze. Ruina gospodarcza, rozstrój życia społecznego, katastrofalny stan środowiska naturalnego - to wszystko sprawiło, że po 100 latach od ogłoszenia "Rerum novarum" problem nie polega już na obronie idei prywatnej własności.

11. Dzisiaj problem polega na wyborze sposobu prywatnego posiadania. Także bowiem w tym obszarze możliwa jest wielość rozwiązań - rozwiązań mających istotne konsekwencje dla życia publicznego. Rozważając te kwestię nie sposób nie odwołać się do znakomitych osiągnięć niemieckich ordoliberałów - niezrównanej formacji naukowej i ideowej - którzy przygotowywali w ciągu dekady lat czterdziestych teoretyczne podstawy dla nowego społecznego i gospodarczego ładu w powojennych Niemczech.

Ordoliberałowie inspirowali się wyraźnie katolicką nauką społeczną, w szczególności obiema sławnymi encyklikami. Poszukiwali takiego ustroju, który zachowując sprawność ekonomiczną zapewni jednocześnie społeczny ład. Punktem wyjścia była dla nich pesymistyczna diagnoza stanu społeczeństw europejskich ery przemysłowej. Janusz Lewandowski w pracy "Neoliberałowie wobec współczesności" przedstawia punkt widzenia ordoliberałów, omawiając prace jednego spośród nich, Wilhelma Roepkego :

Chorobliwy stan społeczeństwa XX wieku określił Roepke mianem proletaryzacji. [Ta kategoria] sygnalizuje, że wzbogacił on swoją diagnozę o dodatkowy odcień, zapożyczony z encyklik papieskich. Proletariat cierpi na brak tego, co zupełnie niezależnie od czysto materialnych aspektów życia, cechowało chłopów i rzemieślników: niezależności i autonomii całej ich egzystencji, mocnego zakorzenienia w środowisku domowym i rodzinnym, posiadanej własności i wykonywanym zawodzie. Staje się więc dla nas jasne, że w gruncie rzeczy proletariat pozbawiony jest tego rodzaju egzystencji, jaka jest przyrodzona istotom ludzkim i jaka daje nam satysfakcję płynąca z tego, iż żyjemy w harmonii z najgłębszymi pokładami naszej natury.

Ta kaleka, niepełna egzystencja jest nade wszystko pochodną wydziedziczenia szarego człowieka, pozbawienia go własności prywatnej, będącej ostoją samodzielnego bytu jednostki i jej rodziny. Nastąpiła koncentracja własności w rękach nielicznych i przekształcenie szerokich mas ludzkich w zatomizowaną, zurbanizowaną masę najemników. Proletaryzacja, pokazana jako podstawowy wymiar kryzysu nowożytnego społeczeństwa, jest stanem niebezpiecznym antropologicznie i socjologicznie. Zagrożenie bierze się stąd, iż sproletaryzowana masa ludzka staje się ślepą podatną na demagogię i manipulację siłą na arenie politycznej; sproletaryzowany żywioł społeczny przestaje być odporny na chorobę totalitaryzmu.

Postulowany porządek opiera się według Roepkego - znów odwołajmy się do pracy Lewandowskiego - na idei uwłaszczenia:

Przywołując autorytet Piusa XI, Roepke podobnie widział wyjście z epoki konfliktów rozdzierających społeczeństwo: w uwłaszczeniu dotychczasowych najemników. Nie miało to jednak nic wspólnego z marksistowskim uspołecznieniem własności, oznaczało bowiem upowszechnienie własności prywatnej - jedynej formy własności, która stwarza materialną gwarancję wolnej egzystencji. Roepke wierzył, że w reformie własności leży klucz do naprawy zwichniętej relacji między jednostką i wspólnotą, że jest to ów poszukiwany fundament, na którym rozkwitają cnoty obywatelskie, odradza się poczucie odpowiedzialności, zdrowe układy rodzinne i naturalny szacunek do wspólnoty. Zatem drugi biegun projektu ustrojowego Roepkego to postulat przywrócenia prawdziwie ludzkiego wymiaru w organizacji życia zbiorowego. Miałoby to polegać na wszechstronnej decentralizacji i dekoncentracji form społecznych. Zasadniczym punktem programu była oczywiście decentralizacja własności - reforma własności ma w systemie myślowym Roepkego charakter wielostronnej terapii, a szczególne cechy terapeutyczne posiada jego zdaniem własność ziemska. Roepke usilnie rekomendował model [chłopskiej] struktury rolnej - z warstwą niezależnych [rolników] tworzących "zdrowe jądro społeczeństwa".

Drugim punktem programu, silnie sprzęgniętym z pierwszym, miała być aktywna polityka decentralizacji produkcji: świadome kształtowanie skali produkcji i rozmiarów jednostek wytwórczych. Demontażowi gigantów i monopoli powinny towarzyszyć pozytywne impulsy dla rzemiosła, drobnego handlu i innych form aktywności zawodowej, które nie depersonalizują stosunków pracy.

Oddajmy na koniec głos samemu Roepkemu:

Powinniśmy przy pomocy wszystkich sił powiększać liczbę rolników, rzemieślników i drobnego przemysłu, krótko mówiąc wszystkich którzy są samodzielni, a więc wyposażeni są we własność środków produkcji i mieszkania. Jak długo to jeszcze nie jest możliwe, naszym celem powinno być, by robotnikom i urzędnikom - którzy nie mogą uzyskać niezawisłości - stworzyć co najmniej jej namiastkę, którą może być zaoferowanie własności mieszkania i ogrodu, a więc kombinację własności mieszkania i podstawowych środków produkcji. Jeśli gdziekolwiek mamy do czynienia z jakimś socjalnym "prawem", to jest nim "prawo do własności".


Swój stosunek do własności państwo opierać musi na obu kryteriach - ekonomicznym i społecznym. Gdyby miał to być wybór konfliktowy, to przesądzające powinno być kryterium społeczne. Z naszego wywodu wynika jednak, że konflikt miedzy porządkiem ekonomicznym i społecznym nie zachodzi.

12. Rzecz ciekawa: w Polsce zachowała się owa, tak wysoko przez Roepkego ceniona, warstwa wolnych rolników; zachowała się mimo ponadczterdziestoletniej władzy formacji zasadniczo wrogiej prywatnemu posiadaniu ziemi. Co więcej, po upadku gospodarki centralnie planowanej w niewiarygodnie krótkim czasie, jak feniks z popiołów, odbudowały się owe rzemiosło, drobny handel, przemysł oraz inne formy aktywności zawodowej, które nie depersonalizują stosunków pracy.

Stwierdźmy w tym miejscu, że rozwój wypadków w pewnym sensie zaskoczył tych wszystkich, którzy w latach osiemdziesiątych zajmowali się projektowaniem pożądanego porządku gospodarczego w Polsce. To, co wydarzyło się u progu dekady lat dziewięćdziesiątych dokonało się spontanicznie, z całą pewnością nie było przez nikogo zaplanowane czy sterowane. Byłby to zatem dowód, że porządek przez ordoliberałów postulowany i na swój sposób realizowany w powojennych Niemczech - otóż, że porządek ów jest stanem dla społeczeństw tej części świata stanem naturalnym.

13. Własność zdematerializowana, wyzbyta swych funkcji i "zaoczna" nie wywiera wrażenia i nie wymaga moralnej dyscypliny, jakiej wymagała "bezpośrednia" forma własności. W końcu nie stanie już nikogo, kto troszczyłby się o nią - czy to w ramach wielkich koncernów, czy poza nimi - powtarzamy słowa Schumpetera. Sposób posiadania, także sposób posiadania w ramach własności prywatnej, ma wpływ na postawy społeczne, na mentalność i etykę.

Oto etyka obowiązku, właściwa dla własności indywidualnej, jest wypierana przez etykę korzyści, właściwą dla własności kolektywnej. Oto mentalność ludzi odważnych i odpowiedzialnych - za siebie, rodzinę, pracowników - zostaje zastępowana mentalnością rentiera. Młodym ludziom, którzy powinni zdobywać świat, każe się poświęcać uwagę wyborowi funduszu emerytalnego i zmusza się ich do ekscytowania się informacjami o wysokości stopy zwrotu z operacji spekulacyjnych.

14. Już tylko dla uzupełnienia dodajmy, że charakter drobnej własności w gospodarce wpływa na postawy osób w małych firmach zatrudnionych. Pisze prof. Aniela Dylus:

Przeświadczenie o "porządkującej" funkcji posiadania własności musi jednak zostać nieco zrelatywizowane. Przecież czeladnik w warsztacie rzemieślniczym czy pracownik drobnego zakładu przetwórczego miewają równie troskliwy stosunek do narzędzi, którymi się posługują, jak ich właściciele. Prawdopodobnie możliwość uczestnictwa w prerogatywach własnościowych jest tym większa, im mniejsza jest skala gospodarowania i bardziej przejrzysta jej organizacja.

Państwo wobec własności

15. Swój stosunek do własności państwo opierać musi na obu kryteriach - ekonomicznym i społecznym. Gdyby miał to być wybór konfliktowy, to przesądzające powinno być kryterium społeczne. Z naszego wywodu wynika jednak, że konflikt miedzy porządkiem ekonomicznym i społecznym nie zachodzi. Ekonomiczna sprawność i społeczny ład spotykają się na gruncie rodzinnego gospodarstwa chłopskiego i drobnej własności przemysłowej.

Określenie własności poszczególnych jednostek zostawił Bóg przemyślności ludzi i urządzeniom narodów - naucza Leon XIII, a Pius XI dodaje, że ustrój własności, podobnie jak inne czynniki życia społecznego nie jest niezmienny. Wynika z tego, że prawo własności stanowione przez państwo winno brać pod uwagę społeczny i gospodarczy kontekst swojego czasu.

Albowiem nie własność prywatna w ogóle, lecz własność prywatna oddzielona od pracy powoduje rozkład zasady przedsiębiorczości. Twierdzenie niektórych socjalistów, że prywatna własność ziemi lub kapitału jest w sposób konieczny szkodliwa, należy do równie pedantycznej scholastyki, co idee tych konserwatystów, które wszelkim rodzajom własności przypisują tajemniczą świętość - pisze R.H. Towney, cytowany w pracy Schumachera .

Ustawodawca dysponuje swobodą ustalania prawa własności ograniczoną z jednej strony prawem naturalnym, stojącym na straży posiadania własności indywidualnej, z drugiej zaś - pożytkiem społecznym i zdrowym rozsądkiem. Mówimy zatem nie o stosunku państwa do własności w ogóle, lecz o stosunku państwa do własności w Polsce, u progu XXI wieku.

15. W świetle dorobku Wilhelma Roepkego kluczowe znaczenie będzie tu miała kwestia własności ziemi. Polska powinna traktować swoja strukturę rolną jako szczególny dar Opatrzności. Stosunkowo liczna warstwa wolnych rolników jest "zdrowym jądrem społeczeństwa". Państwo zatem musi wystrzegać się stosowania jakichkolwiek mechanizmów - prawnych, ekonomicznych czy jakichkolwiek innych - mogących strukturę te naruszyć. Przeciwnie, powinno dbać, by dar ten przechować jak najdłużej w stanie niepogorszonym.

Wynika z tego niezbicie, że nie do przyjęcia będą na tym polu rozwiązania wzorujące się na polityce rolnej Unii Europejskiej. Polityce, której efektem jest ograniczenie liczby gospodarstw; która niezależnego gospodarza zmienia w pokornego petenta międzynarodowej biurokracji; która gospodarstwo rodzinne, tętniące bogactwem relacji między ludźmi, między ludźmi i zwierzętami, między ludźmi i przyrodą - takie gospodarstwo zmienia w zimne i bezosobowe przedsiębiorstwo rolne.

16. Naszym celem powinno być, by robotnikom i urzędnikom - którzy nie mogą uzyskać niezawisłości - stworzyć co najmniej jej namiastkę, którą może być zaoferowanie własności mieszkania i ogrodu- powiada Roepke, uznając to za warunek minimum dla uzyskania poczucia wolności i niezależności.

Państwo powinno więc dokonać uwłaszczenia tych rodzin, które zajmują mieszkania należące do samorządów lub instytucji podlegających rządowi. Powinno wycofać się kategorycznie z regulacji, które pod pozorem ochrony lokatorów odbierają właścicielom mieszkań prawo do ich użytkowania, a poprzez regulację czynszów prawo do opiekowania się domem.

17. Podobnie państwo powinno chronić tę liczną warstwę drobnych przedsiębiorców, kupców, rzemieślników. Chronić przy tym nie systemem przywilejów, protekcji i urzędniczych łask - te bowiem niszczą takie cnoty jak rzetelność, pracowitość roztropność w podejmowaniu uzasadnionego ryzyka, wiarygodność i wierność w relacjach międzyosobowych, męstwo we wprowadzaniu decyzji trudnych i bolesnych, lecz koniecznych dla wspólnej pracy przedsiębiorstwa i dla zapobieżenia ewentualnym katastrofom.

Ochrona winna polegać raczej na ustaleniu obszaru wolności, który nikogo, kto ma odwagę spróbować swych sił, kto wierzy w powodzenie swojego przedsięwzięcia w służbie innych ludzi - zatem obszaru wolności, który nikogo takiego z uczestnictwa w życiu gospodarczym nie wykluczy pod żadnym pozorem. Ani pod pozorem niedostatecznych kwalifikacji; ani przez ustanowienie bariery kapitału; ani przez arbitralne decyzje urzędnika czy - co gorsza - funkcjonariusza samorządu gospodarczego albo zwyrodniałej korporacji.

Ochrona winna polegać na usunięciu zbędnych ciężarów, będących wynikiem nieracjonalnego systemu podatkowego, czy "szerzej" systemu dochodów publicznych. Systemu, który dzisiaj niejedno przedsięwzięcie doprowadza do ruiny, w dodatku bez żadnej korzyści dla skarbu.

18. Państwo powinno się wystrzegać popierania wszelkich form "pośredniej, zaocznej i niematerialnej"; własności pozornej i wyzutej z odpowiedzialności. W szczególności zaś nie powinno się angażować w organizowanie lub przymuszanie do przynależności do tego rodzaju instytucji.

Oznacza to, że należy zamknąć program Narodowych Funduszy Inwestycyjnych oraz znieść przymus przynależności do Otwartych Funduszy Emerytalnych. Oznacza to także, że władze spółek giełdowych będą poddane surowszym regulacjom prawa gospodarczego i wnikliwej kontroli władzy publicznej - właśnie ze względu na ich publiczny charakter. Wynika z tego także, że państwo nie zaangażuje się w przyszłości w takie niefortunne projekty, jak powołanie funduszy uwłaszczeniowych.

I, wreszcie, konieczne będzie zniesienie wszelkich przywilejów, jakimi cieszą się w Polsce różnego typu spółdzielnie.

Komentarze

Nie ma jeszcze komentarzy...
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

O Krzysztofie Dzierżawskim

„Poznaliśmy się w latach 70. Był inżynierem zainteresowanym literaturą piękną i nie podejrzewałem, że stanie się ekspertem ekonomicznym. Ale już wtedy irytowały go absurdy gospodarki socjalistycznej. Chyba to ja go zaraziłem zainteresowaniem ekonomią i zarządzaniem.”
Stefan Bratkowski, honorowy prezes SDP
„Pracowaliśmy razem kilkanaście lat. Miał ogromną wiedzę z teorii ekonomii, jednocześnie był człowiekiem pełnym pogody ducha. Jego postawa intelektualna oraz ta właśnie pogoda sprawiały, że miał duży wpływ zarówno na współpracowników, jak i na adwersarzy w dyskusjach. Miał wspaniały zmysł obserwacji, dar dostrzegania istoty rzeczy oraz umiejętność przekazania ich innym. Był wrażliwym na niesprawiedliwości systemu i w tym, co pisał, starał się znaleźć sposób zmiany tego stanu rzeczy.”
Andrzej Sadowski, współzałożyciel CAS
„Pan Krzysztof był jednym z niewielu znanych mi ludzi, którzy z konsekwencją bronią normalności w istniejącym wokół bagnie absurdu. Robił to w sposób godny, nie wdając się w spory personalne. Zresztą, Jego żelazna logika wystarczyła, żeby "wytrącić broń" z ręki polemisty. Ekonomia była w nim. Dzięki swojemu intelektowi i kulturze bycia, trudno było go nie lubić i nie szanować.”
Grzegorz Szczodrowski z Uniwersytetu Gdańskiego
„Krzysztof Dzierżawski kojarzy mi się przede wszystkim z niezwykłą odpornością na mity ekonomiczne, których jest wiele. Miał ogromną wprost zdolność zdroworozsądkowego i nieuprzedzonego patrzenia na różne sprawy gospodarcze. Wydaje mi się, że pomagało mu to trafnie ujmować istotę wielu zjawisk. Potrafił opisywać analizowane zjawiska w sposób bardzo oryginalny, a zarazem bardzo prosty. Niewątpliwie dlatego z jego przemyśleń tak chętnie korzystały media. Jego liczne publikacje opatrzyłbym wspólnym tytułem: Sens i nonsens w życiu gospodarczym.”
Prof. Tadeusz Tyszka, Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i Zarządzania, prezydent Centrum im. Adama Smitha
 
© 2011-2012 Rodzina Dzierżawskich. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Wykonanie: planetSAP.info oraz 44GROUP.