Artykuły

Trąd w pałacyku biznesmenów

12 marca 2010

W rzeczywistości podział na publiczne i prywatne wcale nie jest ostry. Między własnością ściśle publiczną a ściśle prywatną rozciąga się szeroki obszar gromadzący przypadki pośrednie: spółki prawa handlowego z udziałami państwa lub samorządów i osób lub instytucji prywatnych, spółdzielnie i wiele innych form hybrydowych, od dawna realizujących ideę partnerstwa publiczno-prywatnego. Niedawno renomowana firma doradcza i audytorska Deloitte opublikowała raport o nadużyciach w polskich firmach. Można odnieść wrażenie, że ujawnienie przez inspektorów Deloitte prawdopodobnych rozmiarów korupcji i nadużyć w sprywatyzowanej - od dawna i w znacznym zakresie - gospodarce zaskoczyło obserwatorów. Korupcja była dotychczas nieodłączną cechą sektora publicznego. Ale w prywatnych firmach? W takiej skali? Czy to możliwe?

Wydaje się, że mamy w tym wypadku do czynienia z nieporozumieniem, którego źródłem jest ostry podział na publiczne i prywatne; na - mówiąc ściślej - własność prywatną i publiczną. Własność publiczna ma na ogół opinię złą - uchodzi za nieefektywną i podatną na korupcję. Własność prywatna, wedle obiegowych poglądów, przeciwnie - funkcjonuje sprawnie, a korupcja zagląda tam z rzadka i wyjątkowo.

W rzeczywistości podział na publiczne i prywatne wcale nie jest ostry. Między własnością ściśle publiczną a ściśle prywatną rozciąga się szeroki obszar gromadzący przypadki pośrednie: spółki prawa handlowego z udziałami państwa lub samorządów i osób lub instytucji prywatnych, spółdzielnie i wiele innych form hybrydowych, od dawna realizujących ideę partnerstwa publiczno-prywatnego.

Ale i własność formalnie stuprocentowo prywatna ma, by tak rzec, różne stopnie intensywności. Na jednym biegunie znajdziemy małą rodzinną firmę zatrudniającą kilka czy kilkanaście osób, na drugim - międzynarodową korporację mającą postać spółki akcyjnej, której udziały dzielą między siebie jeszcze bardziej międzynarodowe fundusze inwestycyjne.

Łatwo dostrzec, co odróżnia obie formy prywatnej własności. Jest to osoba właściciela: w pierwszym przypadku wyraźnie identyfikowalna, w drugim zaś absolutnie nieokreślona i anonimowa. Różnica ta sprowadza się w praktyce do stanu, w którym jedna firma ma właściciela, druga jest go pozbawiona.

Jest to różnica brzemienna w skutki. W pierwszym przypadku przedmiot własności (firma) może liczyć na opiekę właściciela; w drugim anonimowy i nieidentyfikowalny właściciel przyjmuje wobec przedmiotu własności postawę wyłącznie roszczeniową: domaga się korzyści, nie poczuwając się do jakichkolwiek obowiązków. O ile przedmiot własności w małej skali może cieszyć się troskliwą pieczą właściciela (zastrzegę: zazwyczaj i na ogół), o tyle własność w dużej skali - zbiorowa i w pewnym sensie bezpańska - staje się czymś w rodzaju łupu.

Tak w istocie traktują ją drobni akcjonariusze, ale także akcjonariusze dysponujący znaczącymi udziałami. Podobnie wynajęty personel zarządzający, zwany dzisiaj z angielska menedżmentem. (Przenikliwie opisał to zjawisko Joseph Schumpeter w pracy "Kapitalizm, socjalizm, demokracja", wydanej w Polsce przez PWN).

To menedżerowie właśnie sprawują praktycznie nieograniczoną kontrolę nad firmami, nie będąc ich właścicielami. Interes menedżerów i interes firmy nie są tożsame. Menedżerowie będą więc działać zgodnie z interesem firmy dopóty, dopóki nie stanie on w kolizji z ich własnym interesem.

Tę kwestię regulują oczywiście przepisy prawa gospodarczego. Działanie na szkodę spółki jest zakazane i karane. Ale podejmowanie decyzji gospodarczych i przewidywanie ich skutków to rzecz delikatna, nieostra, raczej niepoddająca się jednoznacznej kwalifikacji prawnej. To obszar właściwy dla etyki. A menedżerowie słyną wszak z wysokiego poziomu etycznego. Nie słyną? A, to przepraszam.

Komentarze

Nie ma jeszcze komentarzy...
Zaloguj się, aby dodać komentarz.

O Krzysztofie Dzierżawskim

„Poznaliśmy się w latach 70. Był inżynierem zainteresowanym literaturą piękną i nie podejrzewałem, że stanie się ekspertem ekonomicznym. Ale już wtedy irytowały go absurdy gospodarki socjalistycznej. Chyba to ja go zaraziłem zainteresowaniem ekonomią i zarządzaniem.”
Stefan Bratkowski, honorowy prezes SDP
„Pracowaliśmy razem kilkanaście lat. Miał ogromną wiedzę z teorii ekonomii, jednocześnie był człowiekiem pełnym pogody ducha. Jego postawa intelektualna oraz ta właśnie pogoda sprawiały, że miał duży wpływ zarówno na współpracowników, jak i na adwersarzy w dyskusjach. Miał wspaniały zmysł obserwacji, dar dostrzegania istoty rzeczy oraz umiejętność przekazania ich innym. Był wrażliwym na niesprawiedliwości systemu i w tym, co pisał, starał się znaleźć sposób zmiany tego stanu rzeczy.”
Andrzej Sadowski, współzałożyciel CAS
„Pan Krzysztof był jednym z niewielu znanych mi ludzi, którzy z konsekwencją bronią normalności w istniejącym wokół bagnie absurdu. Robił to w sposób godny, nie wdając się w spory personalne. Zresztą, Jego żelazna logika wystarczyła, żeby "wytrącić broń" z ręki polemisty. Ekonomia była w nim. Dzięki swojemu intelektowi i kulturze bycia, trudno było go nie lubić i nie szanować.”
Grzegorz Szczodrowski z Uniwersytetu Gdańskiego
„Krzysztof Dzierżawski kojarzy mi się przede wszystkim z niezwykłą odpornością na mity ekonomiczne, których jest wiele. Miał ogromną wprost zdolność zdroworozsądkowego i nieuprzedzonego patrzenia na różne sprawy gospodarcze. Wydaje mi się, że pomagało mu to trafnie ujmować istotę wielu zjawisk. Potrafił opisywać analizowane zjawiska w sposób bardzo oryginalny, a zarazem bardzo prosty. Niewątpliwie dlatego z jego przemyśleń tak chętnie korzystały media. Jego liczne publikacje opatrzyłbym wspólnym tytułem: Sens i nonsens w życiu gospodarczym.”
Prof. Tadeusz Tyszka, Wyższa Szkoła Przedsiębiorczości i Zarządzania, prezydent Centrum im. Adama Smitha
 
© 2011-2012 Rodzina Dzierżawskich. Wszelkie prawa zastrzeżone.
Wykonanie: planetSAP.info oraz 44GROUP.